Wymiana uczniów 18.05.2015 - 22.05.2015


W dniach 18.05 - 22.05.2015 grupa uczniów ze szkół podstawowych gminy Czermin na zaproszenie szkoły podstawowej w Heinersdorf przebywała w partnerskiej gminie Steinhoefel. Pobyt dzieci związany był z coroczną wymianą uczniów.  Do Niemiec pojechali uczniowie szkól podstawowych z terenu gminy Czermin (11 osób) oraz dwóch opiekunów - pani Renata Ratajczyk - nauczycielka z Czermina i Broniszewic oraz Jarosław Kłakulak - nauczyciel w szkole żegocińskiej. Podróż minęła bezproblemowo i w miarę szybko grupa przyjechała na miejsce, czyli do Szkoły Podstawowej w Heinersdorf. Tam przywitana została przez przedstawicielkę Urzędu Gminy Steinhoefel (pani wójt z powodów służbowych i wcześniejszych zobowiązań nie mogła przyjść na powitanie), przez nauczycielkę szkoły w Heinersdorf - Utę Nagel, która po przejściu na emeryturę byłej pani dyrektor Moniki Buettner przejęła funkcję koordynatora wymiany szkolnej i panią Marzenę Bociańską - Hoepfner, która w gminie Steinhoefel kieruje klubami młodzieżowymi i jednocześnie daje w swoim gospodarstwie agroturystycznym "dach nad głową" delegacjom zagranicznym. Także i tym razem zaopiekowała się nauczycielami towarzyszącymi polskim dzieciom. 

Po krótkim przywitaniu i odpoczynku grupa udała się na zwiedzanie budynku szkolnego. Kolejnym punktem programu było zwiedzanie miejscowości Heinersdorf. Szczególnym powodzeniem wśród chłopców (no, nie tylko chłopców) cieszyło się sztuczne boisko znajdujące się na terenie klubu piłkarskiego "Blau-Weiss Heinersdorf". W pobliżu znajduje się klub młodzieżowy, który na szczęście był otwarty i dzięki temu udało się pożyczyć piłkę nożną i oczywiście nie mógł się nie odbyć maleńki meczyk. Żeby uniknąć ewentualnych nieporozumień utworzono dwie drużyny mieszane polsko - niemieckie. Po meczu grupa udała się na teren Mini-Zoo znajdującego się w Heinersdorfie. Polską grupę postanowili również powitać strażący z Ochotniczej Straży Pożarnej w Heinersdorf: oprowadzili dzieci po remizie strażackiej, pokazali wóz bojowy, któym można się było nawet przejechać (w roli pasażerów oczywiście)... na zakończenie wizyty młodzież miała okazję poczuć się jak prawdziwi strażacy próbując lać wodę z wężów strażacki. W trakcie spotkania ze strażaki remizę i polską grupę odwiedziła pani sołtys miejscowości. Po powrocie do szkoły czekał na wszystkich bardzo smaczny obiad, a niedługo potem zawili się rodzice wraz z dziećmi - były to rodziny goszczące polską grupę. Po krótkim przywitaniu i przedstawieniu sobie dzieci wszyscy rozeszli się do swoich miejsc zakwaterowania. 


Galeria Dzień 1


Kolejny dzień rozpoczęła podróż autobusem liniowym do miejscowości Fuerstenwalde, gdzie znajduje się zakład garncarski. Właściciel opowiedział dzieciom o materiale jakim jest glina, skąd i z jakiego okresu geologicznego pochodzi, oraz jak należy się z nią obchodzić. Pokazał dzieciom jak należy przygotować glinę do dalszej obróbki, apotem każde dziecko miało możliwość zrobienia czegoś właśnie z gliny. Powstawały dzbanuszki, tabliczki, zwierzątka... Grupa wykazała się na prawdę dużą pomysłowością i talentem. Ponieważ figurki gliniane po wykonaniu należy wypalić w specjalnym piecu w określonych warunkach prace musiały pozostać na miejscu. Zostaną odzyskane podczas kolejnego spotkania - tym razem będzie to wizyta grupy dzieci niemieckich w Polsce. Po zjedzeniu obiadu w zakładzie garncarskim polsko - niemiecka grupa udała się w dalszą drogę - również autobusem liniowym. Kolejnym punktem wycieczki był kompleks rekreacyjny Scharmuetzelbob w Bad Saarow. Jest to wspaniałe miejsce dla rodzin z dziećmi. Jest tu gdzie jak spędzać czas wolny. Z daleka widoczny jest całoroczny tor saneczkowy. Również i dzieci mogły skorzystać z uroków jazdy na "saneczkach". W każdym pojeździe mogły zjeżdżać maksymalnie dwie osoby. W sumie każdy miał możliwość zjechania trzy razy. Ponieważ tempo jazdy można samodzielnie regulować, zjazd jest bardzo bezpieczny. Ci którzy chcieli mogli jechać wolniej, ci którzy chcieli mogli jechać szybciej. Niektórzy na prawdę imponowali tempem zjazdu i odwagą. Ten punkt programu cieszył się bardzo dużym powodzeniem. Ciekawostką jest to, że po każdym zjeździe, na specjalne tablicy wyświetlały się zrobione przez umieszczony nad torem aparat. Zdjęcia te miały odpowiednie numery po to, aby łatwiej było je odnaleźć i wywołać, ponieważ można było je sobie kupić. Nasza grupa z kupna zrezygnowała, ponieważ zdjęcia te były dość drogie, a autorka relacji i tak każdemu zdjęcie zrobiła. Po wykorzystaniu wszystkich zjazdów grupa udała się dosłownie kilka metrów dalej. Tam znajdowała się arena z wieloma interaktywnymi zabawami. Oj... tam to się dopiero działo ! :-) Czego tam nie było... ścianka wspinaczkowa, której zasady działania chyba tłumaczyć nie trzeba; TWall, to taka ściana w której zapalają się światła oczywiście za każdym razem w innej kolejności i coraz szybciej. Zadanie osób bawiących się  polega na tym, że w momencie kiedy zapali się światełko, trzeba w nie uderzyć ręka, żeby zgasło.Czasu na to jest bardzo niewiele, bo zaraz zapalają się następne. Kiedy nie uderzy się na czas w światło, to zostaje zapalone. Może się ono świecić i bardzo nisko (trzeba kucać) i bardzo wysoko (trzeba skakać). Gra kończy się wtedy, gdy upłynie czas lub gdy wszystkie światła się zaświecą. Wtedy nie ma już możliwości żadnego ruchu... wówczas ściana wygrywa. Labirynt z siatkami, zjeżdżalniami, piłeczkami (typowy dla Bajkolandów i w Polsce). Można się było pobawić w dmuchanym zamku, pojeździć na tygrysie czy zebrze, uderzać plastikowym młoteczkiem w wyskakujące coraz szybciej żaby, za pomocą strumienia wody "wepchnąć" plastikowe kaczki do bramy, wspinać się po sznurowej drabince, pograć w piłkę na piętrze, wejść do laserowego labiryntu i szukać po ciemku drogi wyjścia itp. Jednakże największą atrakcją, bo u nas chyba jeszcze mało znaną był tzw.  Eye Play. Trudno jest omówić tą zabawkę (?) Składa się ona z powieszonego na suficie projektora. Pod niem, na podłodze znajduje się na stałe umocowana mata. Projektor wyświetla różne gry interaktywne np. piłkę nożną. Gra się biegając po macie i kopiąc ta wirtualna piłkę. W ten sposób można nawet strzelać wirtualne bramki. To tylko jeden z przykładów, bo gier było tam ogrom. Trzeba było np. deptać żabki, niszczyć balony  wiele innych. Czasem elementy przesuwały się tak szybko, ze lepiej było uklęknąć i "deptać dłońmi zamiast nogami :-) Istnieje podobna wersja z tym, że matę umieszcza się na ścianie i wtedy do gry używa się przeważnie rąk.
Poniżej znajdują się linki do filmiku i artykułu reklamujących wyżej wspomniany gadżet. Zarówno film jak i tekst są niestety w języku angielskim. ale warto na nie mimo wszystko zerknąć.


Eye Play  (film) i Eye Play Wall (strona www)


No... to było na prawdę coś. Z centrum rekreacyjnego zabrali wszystkich rodzice, i cała grupa udałą się do domów. 

 

Galeria Dzień 2 


 Dzień trzeci rozpoczął spacer wokół jeziora Heinersdorf. Trasa prowadziła przez las i była na prawdę bardzo urokliwa i nietrudna,choć dzieci po dotarciu do kolejnego punktu programu były zmęczone. Kolejnym punktem programu była wizyta w stadninie koni w Behlendorf. Chętne dzieci miały możliwość przejechania się na prawdziwym koniu. Większość z tej możliwości skorzystała. Po przejażdżce konnej i odpoczynku grupa ruszyła w drogę powrotną do Heinersdorf. Wycieczka zakończyła się na wspomnianym pierwszego dnia boisku. Tam czekał  na wszystkich mały posiłek - ciepłe parówki i świeże bułeczki oraz napoje. Po odpoczynku grupa udała się do szkoły skąd została odebrana przez rodziny goszczące. Ale to nie był koniec atrakcji tego dnia. Na późne popołudnie przewidziany był grill, na którym spotkały się wszystkie dzieci (i polskie i niemieckie) oraz niemieccy rodzice. Podczas przyjęcia odwiedziła wszystkich pani wójt Renate Wels oraz były wójt gminy Steinhoefel, któremu min. nasze gminy zawdzięczają podpisanie partnerstwa -  pan Wolfgang Funke. Przyjęcie było bardzo udane. Wszystkie dzieci świetnie się razem bawiły, a dorośli mogli spokojnie porozmawiać. Spotkanie było też bardzo udane od strony kulinarnej. Oprócz tradycyjnych kiełbasek i chleba pieczonych na grillu można było spróbować pysznych sałatek i różnych rodzajów masła ziołowego. Wszystko przyrządziły mamy.... I tak minął kolejny cudowny dzień.

 

Galeria Dzień 3


 Kolejny dzień to wycieczka do Berlina. I tak na prawdę do końca nie było wiadomo czy się odbędzie. Otóż polsko - niemiecka grupa była dość liczna, w związku z czym do Berlina miała udać się pociągiem... Niestety od środy cała kolej niemiecka (w tym pociągi pasażerskie) strajkowała. Pani Uta przeżyła wielki stres organizując transport zastępczy, co tak w ostatniej chwili nie było łatwe. Na szczęście wszystko udało się załatwić, tak więc w czwartek  rano cała grupa wyruszyła do Berlina - kierunek Muzeum  Przyrodnicze (lub też Muzeum Historii Naturalnej). Droga do Berlina przebiegała autostradą, w związku z tym podróż do Berlina była przyjemna i szybka. Problem zaczął się w samym Berlinie, Jak na złość tego dnia zastrajkował cały transport miejski - w tym metro i tramwaje, w związku z czym kto tylko mógł przesiadał się do samochodu. Niby nie brzmi to groźnie, ale... powstały takie korki, że przez centrum miasta trzeba było się przebijać około 2 godzin! Po wielu perypetiach wszyscy szczęśliwie dotarli na miejsce. Z zewnątrz muzeum wydaje się dość niepozorne, ale w środku.... od razy witają zwiedzających wspaniałe, ogromne szkielety dinozaurów. Generalnie zbioru muzeum są imponujące. Ciekawostką jest urządzenie przypominające lornetkę. Kiedy skieruje się nią na odpowiedni szkielet, wówczas rozpoczyna się animacja. Można obejrzeć jak wyglądały organy wewnętrzne dinozaura, jego mięśnie, skóra oraz środowisko naturalne. Sprawia to niesamowite wrażenie. Autorka spróbowała nakręcić filmiki prezentujące tą ciekawą i błyskawiczną lekcję. Są one umieszczone poniżej. Warto jeszcze nadmienić że dla małych dzieci odwiedzających muzeum zamiast lornetek (są one umieszczone dość wysoko, poza tym małe dzieci mogłyby mieć trudność z "wycelowaniem" we właściwy szkielet) umieszczone są ekrany, na których podobny efekt animacji uzyskuje się przesuwając odpowiedni mechanizm zakończony strzałką. Lekko, łatwo i przyjemnie. 

Na zwiedzanie całego muzeum chociażby z powodu jego wielkości i ogromu kolekcji niestety nie było czasu. Udało się obejrzeć tylko niewielką część, ponieważ dzieci udały się na specjalne zajęcia. Odbyły się one w specjalnie przygotowanej sali, zaopatrzonej w stoliki, krzesła, tablicę, rzutnik i co najważniejsze - w mikroskopy. Osoba prowadząca zajęcia najpierw opowiedziała, czym będą zajmować się dzieci. Potem została omówiona budowa mikroskopu i działanie poszczególnych jego elementów. Zanim można było przejść do właściwego zadania, dzieci miały możliwość poćwiczenia obsługi mikroskopu. Przy każdym mikroskopie usiadło dwoje dzieci. Jeden z partnerów w parze musiał poświęcić swój jeden włos, który potem został umieszczony na specjalnym szkiełku pod mikroskopem i można go było obserwować... Powiększać, przybliżać, oddalać, podświetlać... Najważniejsze było, żeby poćwiczyć funkcje mikroskopu. Kiedy wszyscy wyćwiczyli najważniejsze funkcje można było przejść do właściwego zadania. Każda para  otrzymała pojemniczek w którym pływały na pierwszy rzut oka pomarańczowe plamki i karty pracy (niestety po niemiecku, ale na szczęście tłumacz czuwał). Prowadzący zajęcia wytłumaczył w jaki sposób pobrać preparat z naczyńka do badań. Okazało się, że te pomarańczowe pływające plamki to żywe stworzenia, a mianowicie dafnie lub rozwielitki.  Na kartach pracy podane były różne pytania, na które trzeba było znaleźć odpowiedź obserwując stawonoga pod mikroskopem właśnie. Młodzi badacze mogli nawet zaprezentować swój talent plastyczny, ponieważ na kartach pracy było miejsce przeznaczone do narysowania obserwowanej dafni. Zajęcia okazały się niesamowicie interesujące i czas na nich minął nie wiadomo kiedy. Grupa z żalem musiała udać się w dalszą drogę po drodze zwiedzając jeszcze niektóre pomieszczenia wystawiennicze muzeum. Szczególnie podobała się sala w której w panującym wokół mroku zaprezentowane są wspaniale oświetlone planety Układu Słonecznego wraz z ich opisami. Tworzy to niepowtarzalny, uspokajający klimat. Na środku tego pomieszczenia znajduje się okrągła kanapa na której w półleżącej pozycji można obejrzeć wyświetlany na syficie filmik ukazujący rozwój wszechświata i naszego Układu Słonecznego oraz Ziemi. Młodzieży udało się także obejrzeć okazjonalną wystawę poświęconą zagrożonej wyginięciem pandzie.

Kolejnym punktem Berlina było centrum handlowe Alexa, gdzie dzieci miały możliwość zakupienia pamiątek. Droga powrotna poza godzinami szczytu była zdecydowanie przyjemniejsza. Późnym popołudniem całą grupa zadowolona, ale i bardzo zmęczona wróciła do domów.


Dzień piąty był - tradycyjnie już dniem ostatnim pobytu w gościnnej gminie Steinhoefel. Dzieci rano, tym razem już z bagażami stawiły się przed budynkiem szkoły podstawowej. W dniu tym odbyły się zajęcia lekcyjne. Była to lekcja plastyki i - oczywiście - lekcja wychowania fizycznego. Lekcja plastyki związana była tematycznie z wizytą w berlińskim Muzeum Przyrodniczym, ponieważ dzieci musiały narysować wybranego dinozaura. Różne wzory były już przygotowane, dzieci musiały tylko wybrać sobie taki, który im najbardziej pasował. Rysunek trzeba było wykonać w specjalnej technice. Otóż wzór narysowany był na specjalnej siatce. Trzeba było dodatkowo wziąć kartkę z taką samą siatką, tylko bez rysunku. Były dwa rozmiary siatki - większa i mniejsza. I na tych pustych siatkach należało odwzorować postać wybranego dinozaura ze wzorku. W ten sposób miały powstać takie same dinozaury, tylko odpowiednio większe, niż wzór. Technika rysunku była bardzo ciekawa i dzieci z ochotą rzuciły się w wir pracy. Powstało wiele na prawdę ciekawych prac. Dwie godziny lekcyjne minęły bardzo szybko i po przerwie rozpoczęła się lekcja WF-u. Dzieci miały możliwość grania w grę podobną do polskich "Dwóch ogni", rozegrane zostały różnego rodzaju sztafety: z piłkami, ławeczkami i inne. Nie trzeba chyba wyjaśniać iż lekcja ta cieszyła się szczególnym powodzeniem wśród uczestników :-) Po intensywnych zajęciach sportowych wszyscy udali się na obiad, a po nim zjawili się także rodzice  goszczący polskie dzieci i trzeba się było pożegnać. Jak zwykle nie obyło się bez płaczów... Jak więc można domniemywać kolejna wymiana była bardzo udana i dzieciaki bardzo się ze sobą zżyły. Z resztą nie tylko dzieciaki, bo i mamy dyskretnie pociągały nosami ;-) No i nadszedł moment, kiedy trzeba było wyruszyć do domu. Dzieci i opiekunowie serdecznie dziękują stronie niemieckiej za życzliwe przyjęcie i wspaniały program. Do zobaczenia w przyszłym roku w Czerminie.